Świat kobiety

Cyrk na kółkach

Wiedziałam, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Szykował nam się kolejny wyjazd z Borsukiem do lekarza. I tym razem znowu nie wiedzieliśmy kiedy wrócimy. Trzeba więc było zagospodarować Zochę. Znowu miała wylądować na zesłaniu. U teściowej. U teściowej, która panicznie boi się kotów. Nie wiem czy naoglądała się horrorów, w których koty w nocy przegryzają śpiącym ludziom tętnicę, czy w dzieciństwie ciągnęła kota za ogon i ten postanowił powiedzieć co o tym myśli.

Tak czy inaczej Zocha na zesłaniu zamienia się w przedstawiciela Al Kaidy. Terroryzuje teściową… W jej własnym domu! Siada na szafce w przedpokoju i tylko czeka kiedy będzie przechodziła. Wtedy stroszy się i fuka. Kocica. Nie teściowa.

To teściowa schodzi kotu z drogi, kiedy Zocha zmienia miejsce leżenia. To teściowa otwiera kotu drzwi od kibelka, kiedy tylko futrzakowi zamarzy się tam wejść. To teściowa akceptuje wszystkie miejsca, które nasz potwór sobie wybierze. Chce leżeć na górze meblościanki – proszę bardzo, ma ochotę powywalać ciuchy z szafy – ok, z drzwi wejściowych robi sobie drapak – trudno. I na nic się zdają moje apele, żeby ustawiła sierściucha do pionu.

Pewnie i tym razem nie będzie inaczej – pomyślałam wsiadając do auta zawalonego łóżeczkiem turystycznym dla Borsuka, podgrzewaczem samochodowym do mleka, plecakiem z ciuchami i tysiącem innych tobołów. Normalnie wóz cygański! W środku już siedział – Gregor za kierownicą i Borsuk w foteliku. Do tego dołączyłam ja z Zochą pod pachą.

Zocha zamontowana. Ruszyliśmy. Po kilku kilometrach zrobiło się gorąco. Zdjęłam kurtkę. I to był błąd. Zocha nie znosi podróży samochodem. Kiedyś tak wystawiała pazury z transportera, że spruła mi rękawiczki. Poza tym ze stresu gubi futro. Kłaki i tym razem unosiły się po całym aucie. Po kilku minutach wyglądałam jak niewydepilowany neandertalczyk.

Zocha na wyjazd zabezpieczana jest jak więzień w konwoju. Kiedyś nam uciekła z auta i goniliśmy ją po całym osiedlu. Znalazła się … pod maską jakiegoś auta na parkingu. Nie zapomnę jak próbowaliśmy zlokalizować właściciela. Od jakichś ludzi przed blokiem dowiedzieliśmy się gdzie może mieszkać. Zadzwoniłam domofonem.

– Tak słucham – odezwało się ze ściany.

– Czy to pański ten niebieski samochód na parkingu – zapytałam

– A co się stało – zdenerwował się właściciel.

– No w sumie nic, tylko chciałabym wyjąć kota spod maski.

– ????

Gdyby mi ktoś rzucił taki tekst przez domofon, pewnie pomyślałabym, że to jakiś kretyn i trzasnęłabym słuchawką.

Gość jednak był zaintrygowany i zszedł na dół z kluczykami. I dzieckiem. To dziecko wziął chyba tak asekuracyjnie, żeby w razie czego nie zrobić z siebie idioty.

Zocha spod maski samochodu wyjęta, przejrzana u weterynarza, zostawiona u teściowej, a my ruszyliśmy na urlop nad morze.

Ta taaaam. KONIEC. Fanfary!

Tym razem znowu przerwa w trasie. Gregor zabrał Zochę i poszedł zanieść ją teściowej. My z Borsukiem zostaliśmy w aucie.

Gdy wrócił, ruszyliśmy w dalszą drogę, ale coś mnie tknęło więc zapytałam:

– Porozpinałeś Zochę ze smyczy?

– Nie – usłyszałam w odpowiedzi.

– Powiedz, że żartujesz – łudziłam się jeszcze.

– Nie, nie chciałem wchodzić i wnosić błota więc ją zostawiłem.

Normalnie jakby mnie ktoś w środku zimy lodowatą wodą z przerębla potraktował.

– To jak Marylka zdejmie jej smycz? – zapytałam wyobrażając sobie fukającą Zochę i wystraszoną teściową.

Chyba i Gregorowi podziałało na wyobraźnię, ale się nie odezwał.

Tym bardziej nie zawrócił.

Potem dowiedzieliśmy się, że Marylka jednak próbowała wyjąć kota z uprzęży. Skończyło się tak jak było do przewidzenia. Zocha wyjęła pazury i zrobiła z nich użytek.

Nie udało się własnoręcznie, więc Marylka wpadła na genialny pomysł. Stwierdziła, że zadzwoni … do weterynarza i zaprosi go do domu, żeby rozsupłał kota ze smyczy.

Wyobrażam sobie jego minę.

Teściowa widocznie jednak przemyślała sprawę i wezwała inne posiłki. Zaprosiła swoją koleżankę, właścicielkę kota.

We dwie jakoś dały radę.

My tymczasem w błogiej nieświadomości przemierzaliśmy kolejne kilometry w drodze do Wrocławia.

Ale i w samochodzie nie brakowało atrakcji. Po zakupie rozgałęźnika, zyskaliśmy kilka centymetrów, dzięki czemu podgrzewacz samochodowy do mleka już nie ślizga się między siedzeniami, ja nie muszę go łapać i woda się z niego nie wylewa przy pierwszym lepszym hamowaniu.

Karmienie Borsuka, to też nie lada wyczyn. Przez ilość stresu szpitalnego, laktacja siadła mi już nieodwracalnie. Musimy więc wspomagać się mlekiem modyfikowanym.

Więc faza pierwsza – wsypanie proszku z puszki do butelki z wodą, w aucie jadącym po dziurawych drogach. Koszmar na kółkach!

Faza druga – rozgniecenie mikrotabletki w plastikowym kubeczku. Te cholery przy najmniejszym nacisku wyskakują z kubeczka i znikają w czeluściach auta. Jeszcze kilkanaście takich wyjazdów, a podłoga w samochodzie będzie nam chrupać pod nogami.

Faza trzecia – podanie leku. Do rozgniecionej tabletki w małym kubeczku, dodajemy mleko z butelki z podgrzewacza. Równie dobrze można próbować nawlec nitkę na karuzeli. Teraz już przezornie rozkładam pieluchę tetrową na kolanach.

Faza czwarta – nabranie małą strzykawkę rozrobionej tabletki i wstrzyknięcie jej do sondy (taka rurka, która wędruje sobie przez Borysowy nos do żołądka). Łatwizna.

Faza piąta – podanie reszty mleka, czyli karuzeli ciąg dalszy. W tym celu rozbrajasz dużą strzykawkę z tłoka, na końcu sondy montuje się rozbrojoną strzykawę, do niej wlewa się mleko i tłokiem delikatnie dociska, żeby przemieszczało się w dół.

Faza szósta – dziecko najedzone, matka umęczona i uświniona.

Producent odplamiacza chyba nieźle na mnie zarobi.

Ta zabawa powtarza się całą dobę co trzy godziny. Oczywiście nie zawsze w wersji samochodowej.

Kiedy docieramy na miejsce jestem okłaczona i spocona, zmęczona i wyplamiona.

Chyba nawet z wyglądu zaczynam już przypominać salamandrę plamistą.

„Jest czarna z licznymi żółtymi lub pomarańczowymi plamami o różnej wielkości i kształcie – ich wzór jest inny u każdego osobnika. Tak kontrastowe ubarwienie ma znaczenie ostrzegawcze, informujące potencjalnych agresorów, że salamandra jest zwierzęciem jadowitym”.

Oj tak. Jeszcze jedna tak wyprawa i będę pluć jadem dalej niż widzę.

 

 

Info: ekologia.pl

4 komentarze

  • Reply
    jadwiga
    28 stycznia 2014 at 15:58

    Przepytywanki z matmy w moim wieku? no wiesz Green, ja ciebie nie poznaję a co Ty Dzieciaku myślałaś , że Borsuka wychowasz i będziesz cały czas czuściocha? Hę a dlaczego te rury w dziecko włożyłaś Wyrodnico! Cuda wyrabiasz, strzykawki taż traumy dostanie chłopak!
    pozdrawiam
    nie ma lekko
    j

    • kate
      28 stycznia 2014 at 18:49

      No Jadwiga oczywiście, że tak. Byłam pewna, że tylko dziecko będzie ufajdane od stóp do głowy. W końcu brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. A ja miałam być nieskazitelnie czysta. Jak łza. Teraz jak patrzę na swoje ciuchy, to już rozumiem dlaczego matki tak lubią chodzić w dresach 🙂
      A co do rur, to mąż wkłada, nie ja. Ja tam za miętka jestem. Więc jak trauma, to przez niego 🙂 Ja jestem pierwszą osobą, która te rury by z niego wyrwała. Może już niebawem go naprawimy…

  • Reply
    Helen
    30 stycznia 2014 at 10:39

    Oj kurczę, przegapiłam poprzedni wpis i nie wiedziałam, że masz takie jazdy z maluchem… Współczuję wam trojgu.
    Wrzucę tego linka u siebie na blog, może ktoś się zainteresuje. Mój i kolegi zza ściany 1% masz, poszukamy jeszcze.
    A co do kota – a po co było cholerę rozkuwać? Przecież to czysty zysk, że chociaż jakiś czas nie mógłby atakować… Nasz był na szczęście grzeczniejszy, ale przy wyjazdach trzeba go było zakuwać tak, że prawie nie mógł oddychać. Inaczej z każdych szelek się wyślizgnął. Kot bez kości po prostu:)) Trzymaj się.

    • kate
      30 stycznia 2014 at 16:12

      Dzięki kochana. Cóż mogę powiedzieć – życie 🙂 Liczę, że Borsuka uda się ponaprawiać i w przyszłości chłopak zawojuje świat w jakiejś medycynie czy innej fizyce, a potem zgarnie nagrodę Nobla. Wtedy zrobię imprezę, a Ty wejściówkę VIPowską już masz…
      A co do kotów to trzeba je chyba zaliczać do bezkręgowców. Bo jak inaczej toto wywija się ze smyczy czy włazi do mysiej dziury?

Leave a Reply