Świat według Borsuka

O słoniu, który zgubił trąbę

Ze szpitala we Wrocławiu wróciliśmy jakiś tydzień temu, ale musieliśmy odpocząć.

Mama i ja.

Ja – po poszerzaniu przełyku, mama  – po tygodniowych manewrach w karmieniu mnie. Mama jadła, ja – nie. Mama szamała pyszne śniadanka, które codziennie tata Troll przynosił od cioci Ani i wujka Rafała.

Mi dawali tylko mleko…

Do Wrocławia pojechaliśmy, bo tylko doktor Patkowski zgodził się poszerzyć mi przełyk. Reszta się wypięła. Z jednego miasta przeganiali nas do drugiego, a ci odbijali nas jak piłeczkę ping-pongową i odsyłali z powrotem.

Normalnie jak jakieś śmierdzące kukułcze jajo.

Ale my w tym wszystkim mamy szczęście do ludzi. Takich, którzy sami z siebie pomogą, doradzą, podpowiedzą.

Tak trafiliśmy do Wrocławia. Tu ludzie byli bardzo mili. I warunki też w miarę ludzkie. Mama nie musiała już jak w innych szpitalach spać w kuchni na podłodze, na karimacie czy materacu. Tu spała w łóżku, przy mnie. Chociaż właściwie, to moje łóżeczko było zbędne. Co wieczór wskakiwałem do łóżka mamy, a moim łóżeczkiem blokowaliśmy sobie tylko jedną stronę, żebym w nocy nie zleciał.

Chyba było fajnie w naszym pokoju, bo często przychodziły do nas panie pielęgniarki. Zwłaszcza wieczorem lubiły wpadać i chwilę z mamą pogadać. I co najważniejsze – uśmiechały się (co w innych szpitalach nie jest takie oczywiste).

Nawet te, które mnie dziabały igłami. A że były miłe, więc im wybaczałem.

Lubiłem też swojego doktorka. Doktor Patkowski. Mówią, że dusza nie człowiek.

I wiecie co, mają rację.

Nie dość, że poszerzył mi przełyk, to jeszcze postarał się zrobić to najmniej drastycznie.

Chyba bym się wnerwił, gdyby było inaczej.

Doktorek dał mi coś na kolorowe sny, a potem najprawdopodobniej jakąś rurką wszedł przez buzię do przełyku uciśniętego przez pierścień naczyniowy.

Nic z tego nie pamiętam, bo wcześniej odleciałem.

Mój przełyk wyglądał jak ściśnięta w połowie puszka po coli, ale Doktorek rozciągnął go ile się dało.

Tym sposobem straciłem „trąbę”. Tak z Trollami nazywaliśmy sondę, którą wkładali mi przez nos do żołądka, a potem przez strzykawkę wlewali tam mleko. Mogłem spać, a brzuch sam się zapełniał. Nie musiałem nawet machnąć językiem.

Takie moje prywatne „stoliczku nakryj się”.

Kiedy obudziłem się po zabiegu, zobaczyłem jakichś ludzi w zielonych ubrankach. Nie mieli czułek na głowie, więc to pewnie nie byli kosmici.

Potem jedna z bandy zielonych zawinęła mnie w kocyk i zaniosła mamie.

Kiedy mama dowiedziała się, że za dwie godziny będzie mnie mogła nakarmić, zrobiła oczy jak kojot z bajki o Strusiu Pędziwiatrze.

No bo jak to tak, trzy miesiące karmienia przez rurę i nagle pół godzinny zabiegu, godzinka wybudzania, dwie czekania i już? Można normalnie karmić?

Butelką???!!!

Ze smoczkiem???!!!

Szok!

Mama bała się, że się tym mlekiem zachłysnę. No fakt, jak się dorwałem, to wcinałem tak, że aż mi się uszy trzęsły. Mama ze strachu wyjmowała mi smoczek z buzi, a ja krzyczałem, że chcę więcej.

Kolejne karmienia już nie były takie różowe.

Okazało się, że wcześniej zjadłem mleko prawie z butelką i smokiem, bo byłem…na haju. Wtedy jeszcze działało znieczulenie. Gdy przestało, odmawiałem żarcia prawie jak modelka przed pokazem.

Mama nie wyrywała włosów z głowy. Same jej ze stresu wypadały. Próbowała, kombinowała, a ja… ryczałem i wiłem się jak piskorz.

Układali mnie poziomo, pionowo, pod skosem,  płasko i na boku bylebym tylko jadł.

Wcześniej przez sondę dostawałem 90 ml, teraz mamie udawało przeforsować się max. 20. Tak było przez tydzień.

I kiedy już prawie Trolle pogodziły się z nieuchronnym założeniem mi gastrostomii (takiej rurki, którą przez brzuch montuje się w żołądku), nagle zacząłem jeść. No bo co, chcielibyście wsuwać kolację pakując ją sobie w portki?

Stwierdziłem, że nie dam sobie tego zrobić. Jedna dziara po operacji  podwójnego łuku aorty w zupełności mi wystarczy.

Jadłem 40, 50 ml, następnego dnia 60.

Doktor widocznie uznał, że dobrze rokuję, bo pogonił nas do domu.

Jeszcze trochę kozaczę, ale Trolle wzięły się na sposób. Im mniej jem, tym częściej mnie karmią.

Chyba w końcu zacznę jeść normalnie, bo inaczej nigdy nie rozstanę się z butelką.

A wyglądać jak pączek na tłusty czwartek nie mam zamiaru.

11 komentarzy

  • Reply
    jadwiga
    26 lutego 2014 at 22:56

    Co się źle zaczyna to się dobrze kończy, dzielna jesteś Trollico, i cieszę się bardzo z postępów Borsuka, wiem, ze te doświadczenia są kosztowne psychicznie ale wiem też, ze dasz radę, dacie radę wszyscy razem, tak trzymać,
    Babcia Jadzia

    • kate
      27 lutego 2014 at 17:13

      Ze wsparciem Babci Jadzi zawsze do przodu 🙂

  • Reply
    Paweł
    27 lutego 2014 at 07:51

    Ściskam kciuki aż mi puchną 😉 powodzenia!

    • kate
      27 lutego 2014 at 17:15

      Dziękujemy, ale uwaga na stawy. Czasem warto palce rozprostować 😉

  • Reply
    Patrycja i Zoja
    27 lutego 2014 at 07:55

    Dzielni jesteście! Nic tylko dać Wam medal! My też coś wiemy na temat miłego i niemiłego personelu w szpitalu. Przed świętami trafiliśmy ze starszym synem do szpitala w Nowej Soli i powiem tylko tyle, że tylu miłych i życzliwych ludzi nie spotkałam. A strachu i nerwów mieliśmy co nie miara zanim zdiagnozowali syna. Jak się trafia na takich ludzi to człowiek szybciej zdrowieje! Borsuku jedz ile wlezie i rośnij! Przesyłamy całuski !
    Koleżanki ze szkoły rodzenia 🙂

    • kate
      27 lutego 2014 at 17:19

      Jak się na własnej skórze nie poczuje to czasem trudno sobie niektóre rzeczy wyobrazić. Oby lekarze byli wam do szczęścia niepotrzebni. Pozdrawiamy.
      A jak wasze maleństwo?

    • Patrycja i Zoja
      5 marca 2014 at 07:56

      Nasza Zocha super. Wszystko ok i w sumie nie wiemy, że mamy dziecko. Za to z Alanem nadal wizyty w Nowej Soli, zmiana leków, bo tamte nie działają i ataki nie ustępują więc mamy rozpiskę od Pana Doktora która wygląda jak hireoglify bo jedne leki powoli musimy odstawiać a nowy powoli wprowadzać. Alan już jak stary lekoman łyka to wszystko z zamkniętymi oczami 😀 Nas tylko martwi dłuuuuga lista efektów ubocznych od tych leków w tym bardzo często występująca depresja i myśli samobójcze.9-latek i depresja?!

  • Reply
    Dagmara
    27 lutego 2014 at 08:22

    Matko Polko i Ty jej mlody Borsuku,

    sledze wasze losy, trzymam kciuki i ogromnie ciesza mnie dobre wiadomosci od Was 🙂 Oby takich jak najwiecej !
    sciskam Cie delikatnie, a Mame moooocno
    Ciotka zza granicy 😉

    • kate
      27 lutego 2014 at 17:20

      Pozdrawiamy ciotkę i zapraszamy na kawę jak będzie gdzieś w pobliżu nas.

  • Reply
    Helen
    2 marca 2014 at 08:14

    Przyszło mi do głowy, że teraz to dopiero się zacznie polka z karmieniem. Bo jak oglądam reklamy w telewizji i widzę siebie w dzieciństwie jako chorobliwego niejadka, to czasem taka rurka w nosie staje się marzeniem matki:)) Dobrze, że jest postęp w kierunku normalności:)

    • kate
      2 marca 2014 at 18:39

      Helen rura może i ułatwia karmienie, wolę jednak, że je mniej ale sam. Dzisiaj doceniłam normalność – w knajpce wyjęłam butelkę z mlekiem i nakarmiłam Borsuka. Cuuuudne uczucie… Bez strzykawek, sond i tego całego medycznego oprzyrządowania…

Leave a Reply