Świat kobiety

Kobieta widmo

Ja sprzed roku czy dwóch, to już nie ja.
Przynajmniej nie ta sama.

Dawniej zanim wyszłam z domu musiałam odstać swoje „godzinki” przed szafą, żeby złapać odrobinę weny twórczej: w co by tu się ubrać. Modły do szafy nie zawsze były owocne. Bywało więc i tak, że zaliczałam kilka przebiórek. A to spodnie nie pasowały do „góry”, a to „góra” gryzła się z butami, wnerwiały mnie szaliki, gryzły rajstopy…
Rok temu było jeszcze trudniej niż dwa lata wstecz, bo w ciąży. A wiadomo – grubaskę trudniej zmieścić w rozmiar 36. Specjalistyczne ciążowe namioty kosztują zaś tyle, że zakupienie całej garderoby od zera (bo przecież rozrasta się nie tylko brzuch lecz również wszystkie inne kawałki ciała), to jak wsadzenie bomby do portfela. Najlepiej więc korzystać z „cudzesów”: czyjaś bluzka, czyjeś spodnie, czyjaś bluza, czyli pożyczki od znajomych i rodziny. Ot i cała garderoba. Cieszyłam się, że nie puchną mi jeszcze nogi. Skarpetki to nie byłby największy problem, ale znajdź tu kajaki dobre na każdą porę roku i pogodę.
Ja – ta sprzed roku – już stałam przed szafą krócej. Miałam wybór między 1 spódnicą, 1 sukienką, 2 jeansami i kilkoma bluzkami w rozmiarze XXL.
Szału nie było.
Interesowało mnie tylko… czy się dopnę.
Nie lepiej było w łazience.
Ja – ta 2 lata wstecz – pindrzyłam się tam dobre pół godziny. A to mokre po zaśnięciu włosy nie chciały się rano ułożyć w odpowiednim kierunku, pod podkład trzeba było nałożyć krem, wybrać cienie, znaleźć tusz do rzęs… No i obowiązkowy powrót do łazienki, żeby czymś się psiknąć.
Rok temu – darowałam sobie wszystko to co mogłoby zaszkodzić dziecku. Farbowanie odwlekałam aż na koniec 9 miesiąca, czytałam składy kremów i ograniczałam pajacowanie przed lustrem do niezbędnego minimum.

5F500530-F4BF-4A1B-B225-4F54F6A96407
A teraz?
W łazience przebywam max. 3 minuty. Tyle ile trwa cykl szczoteczki elektrycznej do zębów. I to przy dobrych wiatrach, bo zwykle wychodzę z nią do pokoju zobaczyć co wywija Borsuk.
Czasem zdążę się jeszcze pacnąć w locie kremem typu BB lub CC, żeby zatuszować na twarzy siniaki z niedospania, czy pęknięte żyłki. Pewnie rozsmarowuję to niedokładnie i chodzę z takimi ciemnymi smugami na twarzy przez cały dzień, ale nie mam czasu żeby się tym przejmować.

Kiedyś nawet w przypływie „kobiecości” pomalowałam sobie rzęsy i pojechałam z Borsukiem na zajęcia rehabilitacyjne. Skorzystałam z chwili, że Borsuk był w szale ćwiczeń i wyrwałam się do toalety (już wiem dlaczego kobiety w ciąży mają takie parcie na pęcherz – to trening przed tym ile wytrzymają bez zaglądania do kibelka jak już będą miały dziecko).
Kiedy myłam ręce, zerknęłam przypadkiem do lustra.
I… dostałam napadu śmiechu.
Pańcia wymalowała sobie rzęsy, ale zapomniała, że tusz musi wyschnąć. Tym sposobem miałam pod brwiami czarne odbitki. Kiedyś w ten sam sposób zapomniałam odcisnąć nadmiar pomadki. A że często się uśmiecham to straszyłam ludzi wyszminkowanymi na brązowo zębami.
O ciuchach wolę nie wspominać. Zwykle zakładam na siebie to, co akurat znajdę pod ręką i nie klei się od Borsuczego jedzenia. Plamy na spodniach, bluzkach – to standard. Do tego włosy (a raczej resztki z tego co zostało, bo jeszcze nie wypadło) zwijam w supeł, jakiś krem na twarz i … Matka gotowa do wyjścia.
W ostatnie święta mieliśmy zaplanowaną wizytę u znajomych. Obiecałam sobie, że tym razem poświęcę chwilę, żeby wyglądać jak człowiek ( do etapu kobiety nawet nie śmiałam szybować).

Miała być spódnica – ale się nie dopięłam. Koszula mimo, że biała szału nie robiła i guziki tak jakoś ledwo trzymały w ryzach wszystko, żeby się nie wylało. Rajstopy były tym, co kupowałam ostatnio chyba w poprzednim wcieleniu. I dobrze, bo kozaki na koturnie też odpadły. Wiadomo było, że to ja będę wracać autem, a dużo wygodniej prowadzi się w butach lumpa.
Pozostało mi więc tylko jedno: założyć jeansy i bluzę.
Jedno spojrzenie do lustra i …. zbeczałam się jak dziecko, kiedy zobaczyłam ten chodzący koszmar.
Więc na nadchodzący Nowy Rok obiecuję sobie:
– zamykać się w łazience raz w tygodniu na godzinę z zieloną, niebieską lub fioletową maseczką na twarzy (liczę, że nie zapomnę jej zmyć!)
– wrócić na jogę wcale nie po to, żeby schudnąć tylko uporządkować głowę
– kupić sobie spódniczkę – taką, która nie będzie wymagała w noszeniu wciągania brzucha i przypomni mi, że kobietą jestem nie tylko w urzędowej rubryce określającej płeć.

6 komentarzy

  • Reply
    jadwiga
    28 grudnia 2014 at 22:50

    I niech się te życzenia spełnią
    Amen
    j

    • kate
      29 grudnia 2014 at 07:39

      Nie będę dziękować. Tak na wszelki wypadek, żeby nie zapeszyć

  • Reply
    Akuku
    29 grudnia 2014 at 08:11

    I życzę Tobie spełnienia tego 🙂 Będę trzymać kciuki 🙂 Amen

    • kate
      29 grudnia 2014 at 15:05

      Kciuki zawsze się przydadzą!

  • Reply
    Helen
    30 grudnia 2014 at 11:59

    Ślicznie wyglądałaś w ciąży. :))
    Daj sobie jeszcze chwilę, zanim się zachlastasz tą samokrytyką na śmierć. Borsuk za momencik podrośnie i będziesz go mogła komuś podrzucić chociaż raz w tygodniu:)
    A póki co, najlepszego Nowego Roku:))

    • kate
      1 stycznia 2015 at 21:13

      A to chyba tylko święta i koniec roku tak na mnie „optymistycznie” działają. Teraz nudny nowy rok więc już wracam do siebie
      Helen Tobie też wszystkiego najlepszego i niech Ci lakieru do paznokci nie zabraknie.

Leave a Reply