Świat kobiety

Paskudna pogoda? Cudownie!

Zaraz powiecie, że mnie pogięło, ale co ja zrobię, że zawsze o tym marzyłam. Chciałam mieć w trakcie urlopu taki jeden paskudny dzień, kiedy będzie lało, wiało, padalo, huczało. Kiedy będzie szarówa, która zniechęcać będzie do wszystkiego. Za oknem koszmar, ludzie z miną cierpiętnika wygrzebują się z ciepłego łóżka, żeby dowlec się do pracy, a ty… leżysz sobie i nic nie musisz.

Cuuuuuudowne uczucie!

Nawet kawa sama przychodzi do łóżka, bo skoro mąż przed wyjściem do pracy parzy ją dla siebie, dlaczego nie miałby zaparzyć jeszcze jednej dla was.

Gdzieś w tle mruczy telewizor, a ja wpadam w dziki szał.

” Może poczytam książkę. Albo nową gazetę mieszkaniową. Albo pojadę do miasta. Na kawę. Zakupy. Albo naprawię kręgosłup u masażysty. Albo…..”

Ta lista nie ma końca. Mnoży się jak króliki. Nawet porządkowanie koszyczków z lekami, czy wymiana w szafie letnich ciuchów na zimowe urasta do rangi ekscytującej przygody.

I wiecie co w tej liście jest najfajniesze? Nawet jak będzie miała 5000 punktów, zawsze możecie powiedzieć ” albo nie, nie chce mi się”. Wtedy wciskacie sobie przycisk lenia. Taki wasz prywatny „escape”.

Zocha też wyczuła ten klimat. Każdy słoneczny dzień przesypiała w całości i budziła się dopiero wieczorem, kiedy brzuch dawał znać, że dawno nic nie szamał.

W ten dzisiejszy szary, paskudny poranek nawet ona odzyskała wigor. Stała przed drzwiami balkonowymi i podskakiwała na wysokość pół metra. Ruszyłam się z łóżka (pierwszy ekstremalny wysiłek). Ledwo zrobiłam mały lufcik w drzwiach, ona już była na balkonie.

A tam kicała jak młody zając, goniąc suche liście podrzucane przez wiatr.

Jak to czasem wiele do szczęścia nie potrzeba.

Wiecie co, ja chyba też się ruszę i pójdę w tę szarość.

Z własnej, nieprzymuszonej (!) woli.

……….

No i polatałam po mieście, zrobiłam zakupy ( bo co innego tak uszczęśliwia kobietę w ponury dzień), ugotowałam Chińczyka na obiad (znaczy polską wersję chińskiego żarcia, a nie kolegę z odległego kraju), zawinęłam Zochę pod pachę i dotargałam do weterynarza, a na koniec kazałam się masażystce wymasować.

Jak ja lubię nic nie robić 🙂

4 komentarze

  • Reply
    Helen
    2 października 2012 at 19:14

    A czytałaś, że nasza Zośka okazała się Zośkiem? Nikomu już nie można wierzyć! A twoją rozkosz nicnierobienia z wolnego wyboru rozumiem i popieram:)

    • kate
      2 października 2012 at 21:28

      No nie żartuj tak nawet! Teraz musisz mu psyche naprostować u jakiegoś zoopsychologa, bo wiesz – pół życia mówić do gościa jak do dziewczyny to sfiksować można 😉
      Helen a ty cały czas nożny leń na klawiaturze?

    • Helen
      3 października 2012 at 16:50

      Ja mam mu naprostować psyche??? Ja?? A kto się przez rok kamuflował i udawał babę? A ja się zamartwiałam, że jak pryśnie kiedyś, to wróci w ciąży być może… To ja potrzebuję terapii.
      A co pytania – tobie o to zdjęcie z bloga chodzi jakby? Jeśli tak, to niestety, to tylko senne marzenie… A na codzień gnać trzeba do roboty bladym świtem, bo z pisania się nie wyżyje. Nie jestem Kominkiem. 🙁

  • Reply
    Piotr
    3 października 2012 at 17:23

    Ha…. takie dni dopaają mnie często, moja małżonka kochana twierdzi, że stanowczo za często…
    Pozdrawiam, jednak słonecznie dzisiaj 🙂

Leave a Reply