Świat kobiety

Po godzinach

„Ależ ty masz dobrze! W ogóle nie wiecie, że macie dziecko” – właśnie to za każdym razem słyszałam, gdy pytano mnie o której Borsuk chodzi spać i czy przesypia całe noce.

Zgodnie z prawdą odpowiadałam, że Borsuk borsuczenie zaczyna ok. 20.00-20.30, no chyba że się rozbryka to wtedy kozaczy do 21.30. I śpi do 6.00-7.00 rano.

Czasem Borsuk robił przerwę i organizował  nocne miotanie po łóżeczku.

Wtedy matka wyrwana ze snu zaczynała macanki. Macałam wszystko jak leci i co mi pod ręce podeszło. Oczywiście w poszukiwaniu smoczka, co by okiełznać Borsucze latanie przez dzioba zatkanie. Macałam łóżeczko, stolik nocny, nasze łóżko, a nawet podłogę. Gdybym znalazła go w kuchni, wcale by mnie to nie zdziwiło. Borsuk miota smoczkiem jak Szymon Ziółkowski swoim młotem (Nadal nie kumam jak można młotem nazwać coś co jest kulką na sznurku!)

Rozpatruję zakup takiej zatyczki co to świeci w nocy, bo inaczej te macanki mnie wykończą.

Nerwowo.

Zakotwiczenie zatyczki działało.

Aż do wypadnięcia smoczka i ponownego wybudzenia i marudzenia.

Po siódmych macankach zwykle miałam dość i leciałam do podgrzewacza zrobić mleko.

Nie ma takiej flaszki, która by o 3 nad ranem Borsuka nie ululała.

Borsuk najedzony zasypiał natychmiast. Bez zatyczki do dziecka.

A swoją drogą kto wymyślił tę idiotyczną nazwę „smoczek”. Powinno się go nazywać raczej „owieczką”, bo smokowi też żeby nie ryczał, paszczę zatykano małą, białą, futrzaną kulką z dzwoneczkiem.

Borsuk śpi – matka może pójść do kuchni: umyć butelkę, zjeść w locie zimną ogórkową, nalać nową wodę, wstawić ją do podgrzewacza i położyć się spać.

I obudzić się jeszcze ze 20 razy, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Ostatnio mam jeszcze lepiej – Borsuk zasypiający o 20.00 budzi się dopiero koło 6.00-7.00 nad ranem.

Bez żadnej przerwy!

Czyli nic tylko zakasać rękawy i uprawiać bujne życie towarzyskie.

Tiaaaa…

Po całym dniu maratonu kulinarno-bufetowo-spacerowo-higieniczno-kosmetyczno- ćwiczeniowo-artystycznego, mam centralną dochę. Gazety leżą i zbierają kurz, książki leżą i porastają mchem, a ja mam ochotę krzyknąć:

– Jezu dobijcie mnie!

Czasem tylko kliknę z mamą Jasia lub Milenki na facebooku, żeby rozwikłać zagadki jak z archiwum X: czy dawały już do jedzenia (całe jajko, kiełbasę, kabaczka, smażone placki ziemniaczane, „ludzkie mleko”….. –  ta lista nigdy się nie kończy!); jakie postępy zrobiły bąble, ile ważą/mierzą i  czy one (w sensie matki, a nie dzieci) też pod koniec dnia są tak złachane.

Aśka  – mama Jasia od razu wypada z rankingu. Bo jak to możliwe, że Jan je ze 3 razy tyle co nasze dzieci, więc jest i z 6 razy większy; wciąga wszystko łącznie z pizzą i spać chodzi już o 19.00. Aśka spadówa!!! 😉

Za to my z mamą Milenki mamy „bogaty program artystyczny”. Namówić nasze dzieci do jedzenia, to była prawdziwa droga przez mękę. Nawet jak jadły, to potem Milenka dostawała wysypki po wszystkim, więc był szlaban na nowe produkty, a Borys co przytył, to za chwilę zgubił to w jakimś szpitalu.

Z przemieszczaniem się wcale nie było lepiej. Kiedy Jasiek zasuwał już na czworakach, naszym dzieciom nie chciało się nawet pełzać. Milenka uprawiała ręczną wspinaczkę, a Borsuk brał przykład z turbiny obrotowej i kulał się po całym mieszkaniu.

Jan lekarza oglądał tylko przy okazji szczepień, a my wiecznie siedziałyśmy w przychodniach, poradniach próbując naprawić a to ropiejące oczy Mili, a to gluty w nosie Borsuka. Aśka w tym czasie biegała do kosmetyczki malować paznokcie 😉

Teraz wkroczyłyśmy w fazę zębową.

– Ty wiesz, że Mili wysunęła się na pozycję lidera i prześcignęła Borsuka – ma już 5 zębów! – klikałam któregoś razu do Aśki.

– A Jan ma już 6 – odklikała mi Aśka.

– Ale skąd, kiedy, jak, nic nie mówiłaś – klikałam zaskoczona.

– A no tak jakoś wyszły… Nawet nie zauważyłam kiedy – odklikało mi z drugiej strony.

O tym, że zęby wychodzą niepostrzeżenie mama Mili może jedynie pomarzyć. Milence wychodzi cała górna klawiatura. Naraz!

Mama Mili nie śpi już od tygodnia. Nocne ryki zwiększyły swoją częstotliwość i pojawiają się co pół godziny.

Borsuk marudzi mi tylko jak chce mu się spać w dzień i nie może zasnąć.

Boszzzz ale ze mnie szczęściara!

No chyba, że te atrakcje jeszcze przede mną…

Wtedy wykupię chyba relanium ze wszystkich aptek w mieście.

Kiedy dzieci zasną, teoretycznie możemy zająć się sobą. Albo czymkolwiek na co mamy ochotę. Tylko za cholerę nie mamy już siły.

Jeszcze niedawno do północy coś czytałam, natomiast mama Mili oglądała filmy o wampirach.

A mama Jasia do dziś gdy klikamy na facebooku o 21.30 mówi, że spada spać, bo musi zadbać o zmarszczki 😉

6 komentarzy

  • Reply
    jadwiga
    30 września 2014 at 07:27

    Zmarszczki, hmmm ważna rzecz aby się nie pojawiały, ale pojawiąją się zawsze, to tylko kwestia czasu, zaś jedzenia nie jest tak straszne, z paszczy mojej córeńki palcem wygrzebywałam mięsko sprzed trzech dni, które prababcia tam umiejętnie wepchnęła, bo dziecko było mega niejadkiem
    pozdrawiam
    j

    • kate
      30 września 2014 at 16:47

      Borsuk to na szczęście nie chomik, choć mógłby tyle nie latać, to by i jakiś tłuszczyk mu przybył 🙂
      A zmarszczki to jak celulit – można się przyzwyczaić 😉

  • Reply
    Mama M.
    14 października 2014 at 09:13

    Czytając ten tekst przez głowę przemknęły mi następujące obrazki:
    1. Aśka na plaży w okularach przeciwsłonecznych – oczywiście w celu ochrony zmarszczek ;p
    2. My w okularach przeciwsłonecznych w celu…ukrycia sińców.
    3. Aśka buszująca na zakupach.
    4. My – w spodniach udekorowanych jedzeniowymi esami floresami.
    5. Asia śpiąca z opaską na oczach.
    6. My – patrzące pół nocy w sufit, bo przecież…. Borys albo Mili i tak za chwilę się obudzą 😉
    Ale słyszałam z dobrego źródła, że i Jan ostatnio zaczął szaleć wieczorami 🙂

    • kate
      26 października 2014 at 21:30

      Jan da Aśce do wiwatu w okresie dojrzewania, ale wtedy my będziemy odpoczywać na Hawajach 😉

  • Reply
    Helen
    18 października 2014 at 12:54

    Twoje historie powinny być czytane całej młodzieży świata od 13 do 18 toku życia po 6 razy dziennie. Tak, żeby 10 razy splunęły przez lewe ramię zanim im się zachce seksu…

    Nie wiem, czy bardziej współczuję, czy bardziej chichoczę kiedy to czytam, ale bez złośliwości oczywiście. Ja byłam szczęściarą, więc nie powinnam się odzywać. Ale kiedy mój (od małego na brzuchu) pełzał przez noc na długość łóżeczka, i rano był zimny jak nieboszczyk, w końcu przypięłam mu kołdrę agrafką do pleców. Dość tego!

    Jesteś dzielna:)) Pozdrówka

    • kate
      26 października 2014 at 21:33

      Dżizes Helen agrafką??? I został później punkiem ;-)? Ty mi tu lepiej napisz poradnik doświadczonej „Jak sobie radzić kiedy nie można sobie poradzić”

Leave a Reply