Świat kobiety

Sssykuss czyli żmija polska

Pobiegłam bladym świtem zrobić badania w laboratorium. W poczekalni siedziało kilka osób. Zapytałam grzecznie kto jest ostatni w kolejce.

– Ja – odezwała się pani z krzesełka przy drzwiach.

Zlokalizowałam, zapamiętałam, czekałam.

Laboratorium posiadało 2 pomieszczenia i 2 pary drzwi. Na prawo laboratorium ogólne, na lewo – specjalistyczne. A że ja robiłam badania z gatunku „dziwne”, skierowałam się na lewo.

– Czy ktoś z Państwa czeka tutaj – upewniałam się jeszcze wskazując lewe drzwi.

Odpowiedziało mi tylko przeczące kręcenie głowami.

Otworzyłam, wsunęłam czuprynę i zapytałam czy można.

Można.

Wlazłam.

Laborantka wpisała mnie do swojego kajeciku, odebrała probówkę do badania i powiedziała:

– To zaraz po tej pani, która jest obok, pani wejdzie, pobierzemy krew i przebadamy to wszystko – machnęła ogarniając ruchem ręki zestaw papierów – skierowań, które przyniosłam.

Kiedy po sąsiedzku pani zwolniła fotel, drzwi się otworzyły i z poczekalni wparowała baba z miną mordercy.

– Ale proszę zaczekać, bo jeszcze musimy pobrać krew od tej pani – powiedziała laborantka wskazując na mnie.

Baba-morderca zaczęła zrzędzić, że się wpycham, ale posłusznie wylazła.

– Jezu co za kobieta! – oburzyły się laborantki

– Widocznie wstała nie tą nogą – odpowiedziałam i wyobraziłam sobie jak podnosi się z łóżka z nieodłączną miną baby-killera i uderza głową w ścianę. Potem wiadomo – jest już tylko gorzej. Dla ludzi, których spotyka.

Strasznie mnie to rozbawiło.

Laborantka szybko napełniła 2 probówki.

Pobranie krwi trwało w porywach jakieś …30 sekund!

Ucieszona, że tak szybko się uwinęłyśmy podziękowałam paniom, życzyłam miłego dnia i z uśmiechem na ustach wyszłam.

Drzwiami z laboratorium… ogólnego. I to był błąd, bo minęłam się z babą-mordercą.

Dosłownie w ostatniej chwili usłyszałam jak cicho pluje jadem pod nosem:

„Cccccccccccccccwaniara!”

Jezuniu, ale mnie wnerwiła! Zazwyczaj wolę się ugryźć w język niż odpyskować starszej osobie. Nawet jak nie ma racji. Ale tu już nie wytrzymałam i ryknęłam na pół poczekalni:

„Słuuuuuuuuuuuucham? Jaaaaaaaaaaka cwaniara??????? Laboratorium działa na dwa gabinety!” – uświadomiłam babę-mordercę.

Tak mi podniosła ciśnienie, że kawa zdecydowanie przestała być już w kręgu moich zainteresowań.

Baba-morderca wrzeszczała coś jeszcze, ale nie miałam ochoty już pławić się w jej jadzie.

Na odchodne chciałam jeszcze dorzucić, że jest stara, głupia i brzydka, ale sobie darowałam.

Ona chyba już to wie.

Wyszłam wcale nie złorzecząc (bo w końcu to co dajesz, wraca podwójnie do „ofiarodawcy”), jedynie ubolewając nad poziomem jej frustracji, z którym musi mierzyć się pewnie każdego dnia.

I dobrze, niech się mierzy. Jej małpy jej cyrk.

Ale ja po sobie jak po łysej kobyle jeździć nie dam.

Co to ja jestem – jakiś darmowy worek treningowy?

Panie laborantki chyba też za chłopców do bicia robić nie będą.

Coś czuję, że baba-morderca wyjdzie stamtąd z niezłym siniakiem po wkłuciu 😉

 

 

 

No Comments

    Leave a Reply